Już-nie-samotna matka.



Czas mija, bolesne sprawy stają się bardziej neutralne. Na tyle, że można o nich pisać bez zbędnych uczuć. 

Rozwiodłam się półtora roku temu. Od tamtego czasu aż do sierpnia wychowywałam synka samodzielnie. Ale nie byłam samotną matką. Rozwódki nie są samotnymi matkami (o czym dowie się każda ta, która będzie potrzebowała pomocy MOPS).

Trzeba było sobie poradzić. I myślałam, że sobie jakoś tam radziłam, zaślepiona przekonaniem o tym, że moja nieskończona miłość wystarczy synkowi za dwoje. I że w tej codzienności JA mu wystarczę, wyłącznie ja.

Tak naprawdę nie wiem, ile jeszcze zdołałabym dźwigać podwójną odpowiedzialność. Codzienność z dzieckiem w niektórych przypadkach może stać się wyzwaniem. I chyba przestawałam sobie radzić w stresowych sytuacjach. Frustrowało mnie, że nie mogę po prostu odpuścić, bo przecież wyłącznie ja kształtuję tego małego człowieka - zatem muszę zrobić to perfekcyjnie. Każde maleńkie potknięcie odbierałam jako porażkę. Nie synka, a moją. Czułam się beznadziejna i jednocześnie skupiłam się na celu, jakim był wymyślony przeze mnie wzór idealnej mamy. To było wyczerpujące psychicznie i sprawiło, że zaczęłam odbierać macierzyństwo wyłącznie jako misję, a nie jako szczęście. 

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jaka się ze mnie zrobiła kwoka. Tak się zatraciłam w swej samodzielności i udowadnianiu przede wszystkim sobie, iż NIE JESTEM SAMOTNĄ MATKĄ, że zapomniałam, iż wcale tak nie muszę. Otoczyłam Młodego takim mamusinym kloszem. I to chyba jemu pod tym kloszem zrobiło się duszno. Ponadto oczekiwałam, żeby dostosowując się do naszej sytuacji Synek wykazywał większą dojrzałość i zrozumienie. Nie miałam prawa.

Skończyło się wieloma błędami, które teraz naprawiamy. Ale nie sami. Teraz słyszę:
"Pozwól mi nauczyć Kubę wiązać buty". "Ja mu naprawię rowerek", "Czemu nigdzie nie wychodzisz, przecież możesz zostawić Kubę pod moją opieką"... "Daj sobie pomóc. Nie jesteście już sami".


Teraz przynajmniej Mały ma z kim ode mnie odpocząć, komu się na mnie poskarżyć, kogo poza mną rozczulać swoim "Kocham Cię" i budowaniem jaskini z kołdry.

Będzie lepiej, łatwiej, chcę w to wierzyć. Na pewno już nie będzie samotnie. Bo takich, jak nas troje, to nie ma ani jednego! <3





Komentarze

  1. Trzymam kciuki za Ciebie. Jestem w podobnej sytuacji :) ciężko przełamać się od: ja sama zrobię, powiem, poradze sobie, dam rade do. Hm.... Zaufania? Że tym razem będzie inaczej. Ale.. WIERZĘ W TO I TOBIE I SOBIE TEGO ZYCZĘ!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. WSZYSTKIEGO NAJ NAJ..NIECH SIE KRĘCI ...CIESZĘ SIE RAZEM Z TOBĄ!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki, oby tak dalej !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ja wychowuję też swoje dzieci samotnie. i.....wychowywałam je samotnie jeszcze kiedy byłam z moim meżem. rozstając się z nim poczułam się jakbym pozbywala się zbędnego balastu....po za tym przez ostatnie p roku nim się wyprowadzil tak mi dał popalić że kiedy mnie zostawił to przez pierwsze tygodnie dziękowałam za to Bogu. nie jest lekko ale dzieci są szczęśliwe. raczej nigdy już nue ułozę sobie życia. boję sie mężczyzn brzydzę nimi czuję wstręt i lęk poza tym boję się że mogłabym trafić na kogoś jeszcze gorszego. dzeci są moim sensem życia i tylko dzięki nim jakoś się trzymam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podobał Ci się ten wpis? Zostaw ślad - skomentuj, udostępnij, bardzo mi to pomoże w rozwoju bloga!

Chcesz więcej? Archiwum jest Twoje! Zajrzyj do zakładek i dowiedz się, jaka jest misja MwG! \m/

Popularne posty