Chustonoszenie oczami doradcy noszenia - Agaty Rokosz
Wielokrotnie prosiłyście mnie o notkę na temat chust, chustonoszenia. Nie mogłam jej dla Was napisać, gdyż jestem totalnym laikiem w tym temacie. Los jednak chciał, że na mój blog trafiła Agata - ekspertka w tym temacie i po wymianie wiadomości zaoferowała swoją pomoc. NARESZCIE! - pomyślała Ragana i z radością udostępniła swój kawałek internetu mądrzejszej koleżance.
Agata jest chustomamą, doradcą noszenia, która wraz z mężem nie stroni od wyzwań - podróżują, wspinają się wraz z dzieckiem, wyznają ideę rodzicielstwa bliskości :)
Noszenie
dziecka w chuście to nie jakaś fanaberia szalonych mamusiek, to nie żadna
nowość i trend. To absolutnie naturalny i oczywisty sposób bycia
z dzieckiem. W wielu kulturach na świecie dzieci nosi się
do pracy, nosi się je wszędzie – jest to
najbardziej normalny, często jedyny sposób przemieszczania się
z maleństwem.
W brzuchu mamy jest ciepło, ciemno i
nigdy nie odczuwa się głodu. Mały człowiek jest otoczony wodami płodowymi i
ciasno przytulony do ścian swojego mikro domu pod sercem. Słyszy szum krwi,
bicie serca i bulgotanie brzucha. Przez dziewięć
miesięcy jest permanentnie przytulony i noszony.
Przychodzi na świat kompletnie niegotowy
na to, co go czeka. Nagle ze wszystkich stron atakują go głośne dźwięki, ostre
światło, grawitacja. Nie wie co robić z kończynami – wokół niego jest
nieskończona przestrzeń. Nie bez przyczyny o noworodkach mawia się czasem
brutalnie – zewnętrzny płód. Gdyby tylko pozwalała
na to fizjologia ciała kobiety, maleństwa z pewnością
spędziłby więcej czasu połączone pępowiną z osobą, która jest im
najbliższa.
Wydawać by się mogło, że noszenia
dziecka przy sobie, pozwalające powrócić
maleństwu do czasów POD SERCEM jest oczywistym wyborem dla ludzi, którzy chcą
najlepiej, dla tak bezbronnej istoty
jak noworodek.
Tymczasem współczesny obraz rodzicielstwa
każe nam przygotować dla dziecka super nowoczesny pojazd, łóżeczko obwarowane
elektroniką. No i broń Boże nie nosić! Bo się przyzwyczai...
Otóż
– nie przyzwyczai się. Bam! Już za późno! Już się przyzwyczaiło ;) Jego podstawową potrzebą, poza jedzeniem
oczywiście, jest potrzeba bliskości. Można ją realizować na wiele sposobów, ale
noszenie daje nam dodatkowe plusy. Mamy dziecię najbliżej jak się da, dajemy mu
stymulację, poczucie bezpieczeństwa rozwijamy jego mózg (bodźcujemy, kołyszemy,
co wpływa na rozwój mowy, wspieramy koordynację
oko – ucho) i równocześnie zyskujemy swoje dwie ręce.
Możemy nimi wykonać szereg zapomnianych przez nas czynności, takich jak mycie podłogi, odkurzanie (o słodkie
rodzicielstwo ;). No dobra – kawę tez wypijemy.
To ważne też dla
ojców. Daje im bowiem szanse na wypracowanie swoich
„sposobów“ na dziecko, pozwala budować
relację z własnym potomkiem już na samym początku wspólnej drogi.
Co
poza bliskością i całym dobrym z niej płynącym ważne było dla mnie?
Noszenie pozwoliło mi odzyskać wolność. Pozwoliło mi na bycie mamą i bycie
sobą. Mnie i mężowi ułatwiło realizowanie naszych pasji – jesteśmy wspinaczami
i nasze wyjazdy raczej dalekie są od wybrukowanych chodników i równych ścieżek.
Noszenie dało mi pewność siebie i pozwoliło pozbyć się poporodowej depry. Nagle
– kiedy pierwszy raz w życiu zamotałam Janka, poczułam spokój jego oddechu,
uświadomiłam sobie, że nie będzie dwa razy tych chwil, że tylko teraz mogę
być z nim tak blisko. I że ta jego potrzeba już
się nie powtórzy. To w jaki sposób zadbam o jej realizację
teraz zaważy na całym jego życiu.
Na
moim też zaważyło. Zostałam doradcą
noszenia dzieci w chustach i nosidłach miękkich. Bo wiem, że tą dobrą,
bliskościową nowinę trzeba krzewić, ale nie zapominając o bezpieczeństwie
dziecka. Chusta wspiera jego rozwój motoryczny - oczywiście, ale tylko wtedy
jeśli jest zamotana prawidłowo. Ważny jest też wybór odpowiedniej chusty. A
gatunków jest mnóstwo. Warto więc, zanim
zdecydujemy się na motanie, umówić z kimś,
kto ma o tym pojęcie.
Wyprzedzając pytania czytelników Mamy
w glanach – tak! Są chusty w czachy :). Ilość wzorów i kolorów
chust jest tak ogromna, że mniej zdecydowanym uniemożliwia wybór.
Na początek warto jednak odpuścić
szaleństwa i zainwestować w chustę tkaną splotem skośno – krzyżowym, w paski,
z oznaczonym środkiem i różnokolorowymi krawędziami. Jak dojdzie się do wprawy to śmiało – można szaleć.
Na koniec ostrzeżenie – więź i
bliskość, którą daje nam noszenie, wolność i poczucie, że robimy co dla dziecka
najlepsze, wreszcie piękno chust i ich dobór do garderoby rodziców -
uzależnia. Chustonoszenie grozi wielodzietnością!
Dla czytelników Mamy w Glanach
- Agata Rokosz
- Agata Rokosz
Doradca Noszenia
502 113 369
podsercem.wordpress.com
FB - Agata Rokosz Doradca noszenia
502 113 369
podsercem.wordpress.com
FB - Agata Rokosz Doradca noszenia
dostalam chuste od rodzicow jak oczekiwalismy Lilki, czekalam chyba tylko na to, zeby nosic ja w tej chuscie I BACH, Lila nie chce :( wiercila sie krzyczala, machala raczkami i panikowala. Probowalismy roznych spolotow, wiazan i skrzyzowan. CHodzilismy po domu, po schodach. Ja, rafal, mama i tata..nie pomoglo. Moze za to drugie da mi ta wygode podrozowania bez wozka <3
OdpowiedzUsuńWarto dodać, że w tak zwanych kulturach nosi się dzieci inaczej niż polecają chustoeksperci, z bardzo niską dupowpadką (kanga, manta) lub w szpagacie (nosidła chińskie) i w nosidłach nosi się noworodki, najczęściej od razu na plecach, nijak to się ma do noszenia w szmatach za kilkaset złotych. Noszenie to piękna rzecz, ale też można nosić dziecko w ręczniku lub kawałku prześcieradła, nie trzeba nic kupować, jak wmawiają kobietom pierwszego świata marketingowcy. :)
OdpowiedzUsuńja po ciazy nie owinelabym sie ani w przescieradlo ani tym bardziej recznik :) haha 40 kilo plus, chusty sa wygodne, sa ladne (!) i latwo sie je wiaze :) do tego sa z roznych tkanin, co pozwala na przyklad na gruby material, ktory sprawial ze mi cieplej, i przewiewniejszy, kiedy ciagle mi za cieplo :) Poza tym chyba bardziej ufalabym swjemu wiazaniu chusty niz obrusu ;)
Usuńhttp://polinkowa.blogspot.com/2016/07/chustowe-szalenstwo.html
OdpowiedzUsuńZapraszam do nas :)