Rozmowy na trudne tematy - "Mamo, czy ja kiedyś umrę?"


Dziecko moje - wyjątkowe, oryginalne, ze sporą jak na 5cio (i pół - obraziłby się, jakbym tego nie napisała;>) latka dawką melancholii. Nie wiem, czy to pogoda tak na niego działa, czy odziedziczył po mnie nadwrażliwość, ale wczoraj naszło go na rozmowę o śmierci. 

Zdjęcie mojego autorstwa


Wałkujemy ten temat przy okazji wizyt na cmentarzu (nie są one zbyt częste). Pierwszy raz zapytał "co to jest?" mając na myśli groby w wieku chyba 2 lat i kilku miesięcy. "A po co? A kto tu leży? A dlaczego się zakopuje/przynosi kwiatki?" - kiedy był mniejszy, odpowiadałam tak prosto, jak się da.
Teraz pojawiają się nieco trudniejsze pytania. Spróbuję przytoczyć Wam naszą wczorajszą rozmowę - możecie oceniać ją jak chcecie, nie jestem przecież psychologiem; przedstawiam tu swoją wiarę, przekonania i światopogląd, z którym każdy ma prawo się nie zgodzić.


K: Mamo, a czy ja kiedyś umrę?
Ja: Wszyscy kiedyś umrzemy Króliczku. Ale nie musisz teraz się tym martwić.
K: Ale ja nie chcę. Kiedy to się stanie?
J: Sądzę, że za sto lat, jak będziesz bardzo starym dziadziusiem. Wtedy po prostu zaśniesz.
K: Umieranie jest jak zasypianie?
J: Chyba tak. Tylko zamiast się obudzić, Twoja dusza frunie do Nieba.
K: Jak jest w Niebie?
J: Myślę, że całkiem fajnie :)
K: I będę zakopany na cmentarzu?
J: Ty nie, Ty będziesz w Niebie, na cmentarzu zakopuje się tylko ciało. Ciało jest tylko takim ubrankiem dla duszy, a w Niebie nie jest ono potrzebne.
K: Dlaczego?
J: Chyba byłoby tam trochę ciasno :)
K: Ale ty nie umrzesz?
J: Umiera tylko ciało. Dusza z Nieba pomaga wszystkim, których kocha. Bo kochanie się nie kończy.

K: A pamiętasz jak widzieliśmy "umarniętego" ptaszka? On jest w niebie?
J: Pewnie jest, nie wiadomo, może zwierzątka też idą do nieba :)


Rozmowa skierowała się na tory okołozwierzaczkowe, nie ma zatem sensu jej dalej cytować. 

Tak sobie myślę, czy właściwe jest rozmawianie z dzieckiem o takich sprawach. Ja sądzę, że śmierć - skoro jest przeciwieństwem narodzin, również zasługuje na poświęcenie uwagi. Aspekt biologiczny, religijny, etyczny - to już zależy wyłącznie od nas. Czasem zdarza się takie nieszczęście, że ktoś bliski umiera i dopiero wtedy pogrążeni w smutku tłumaczymy dziecku co się stało. Ale skoro maluchy pytają, chyba warto odpowiedzieć. A może źle zrobiłam, może należało zapewnić - "Nie, nigdy nie umrzesz, ja też nigdy nie umrę" - aby nie robić dziecku przykrości?
Powyższa rozmowa jednak wcale nie była przykra dla mojego dziecka. Była normalna. Nie chodzi tu przecież o to, żeby wziąć maleństwo na kolana i oznajmić: "Piotrusiu, dziś porozmawiamy o umieraniu", tylko żeby wykorzystać naturalną dziecięcą ciekawość do przekazania jakichś wartości.


Macie za sobą podobne rozmowy? Jak sobie z nimi poradziliście?
Może macie dla mnie jakieś rady na następny raz?



Komentarze

  1. Pięknie z tego wybrnęłaś. Niech w dziecku od początku kiełkuje wiara, że potem coś jest. Tak mu będzie o wiele łatwiej na tym świecie - tak uważam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym tylko odradzała porównanie śmierci do zasypiania. Znajomego syn później długo bał się chodzić spać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie użyłabym tego porównania nie mając pewności, że synek nie zareaguje jak chłopiec, o którym piszesz.

    Ale tak, dzieci są różne i należy szczególnie uważać.

    OdpowiedzUsuń
  4. mamy za soba. przebrnął, temat ska się biorą dzieci tez mamy za sobą

    OdpowiedzUsuń
  5. z rozmowa wzięła się sama z siebie przypadkiem kiedy gdzieś bedąc na zakupach syn zobbaczył znicze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja ze swoją niespełna 3letnią córką rozmawiam... że tak powiem "o śmierci" a to z tego powodu, że dość często chodzi ona na grób mojej mamy i swojej drugiej babci. W tym wieku wystarcza jej jeszcze tłumaczenie, że babcie są w niebie i czuwają nad nią z aniołkami, że są u Bozi.

    OdpowiedzUsuń
  7. U mnie było ciężej... Moja Mama była nieuleczalnie chora, kiedy moja córka przyszła na świat. Młoda miała kontakt z babcią - chodziłyśmy razem do szpitala. Oczywiście, jak trochę podrosła. Mając 1,5 roku było to już dla niej normą, że idzie odwiedzić Babcię (zwłaszcza, że Babcia zawsze miała w szpitalu ciasteczka czy inne słodkości ;) myślę, że to też działało pozytywnie, a nie było przykrą wizytą na oddziale). Miała 2 latka jak Babcia odeszła... Nie było łatwo. Bo jak wytłumaczyć 2-latce, że Babci już nie ma? W pogrzebie nie brała udziału. Ale rozmowy nas nie ominęły. Trzeba było tłumaczyć, że Babcia była bardzo chora, że nikt nie wymyślił lekarstwa i Babcia musiała odejść od nas po to, żeby teraz pilnować nas z góry. Wydaje mi się, że wiele osób w taki sposób tłumaczy śmierć maluchom. Teraz moja córka ma 8 lat, ale wciąż mówi o Babci, chodzi ze mną na cmentarz i zapala znicz. Zadaje mnóstwo pytań, znacznie trudniejszych niż kiedyś. I mimo tego, że wie, że Babcia umarła - nigdy nie powiedziała, że "miała taką babcię". Zawsze mówi "Mam Babcię Lidzię".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podobał Ci się ten wpis? Zostaw ślad - skomentuj, udostępnij, bardzo mi to pomoże w rozwoju bloga!

Chcesz więcej? Archiwum jest Twoje! Zajrzyj do zakładek i dowiedz się, jaka jest misja MwG! \m/

Popularne posty