Złe moce, uroki zadawane dzieciom - wierzyć w nie, czy nie wierzyć?


Drodzy rodzice. Dzisiaj napiszę trochę o zjawisku, z którym się pewnie każda mama spotkała.
Mianowicie o urokach zadawanych małym dzieciom. U mnie w Wielkopolsce zwie się to "ociotowaniem".

Nie, to nie pomyłka. Notka będzie poświęcona zjawisku zabobonów, które pomimo XXI wieku są wciąż żywe. Niektórzy nie wierzą w takie rzeczy, jak zadawanie uroków dzieciom, inni są przekonani o prawdziwości takich zjawisk.

Może zanim przedstawię najpopularniejsze z dziwnych rytuałów wciąż odprawianych nad dziećmi wyrażę swoje stanowisko.

Nie wierzę w to. Byłam świadkiem takiego odczynania, a dziecko okazało się chore na epilepsję, jednak mając kilka miesięcy nie mogło dać w jednoznaczny sposób o tym znać.
To, że istnieją ludzie z tzw. złą energią jest akurat naukowo udowodnione, więc nie będę się tu roztkliwiać na tym temacie. Może dzieci są na ich wpływ bardziej narażone - nie wiem.
Doceniam spuściznę ludową, ale nie rozumiem odczynania uroków przy dziwnym zachowaniu dziecka, zamiast zabrania go do lekarza. I nie mówię tu o lekarzu pierwszego kontaktu, czy pogotowiu. Nie mam zaufania do wszelakich "znachorów" i niekonwencjonalnych metod.

A jednak... moja prababka była wiejską szeptuchą. Ponoć umiała urok zadać, jak i go odczynić. Może istnieją jakieś niezrozumiałe mi sposoby odpędzania złych mocy, ale ludzie, eksperymenty na własnych dzieciach? Nie zrobiłabym czegoś takiego.

O co tak naprawdę chodzi? Wyobraźcie sobie sytuację. Dziecko z pozoru zdrowe, radosne, wesołe - nagle zaczyna płakać wniebogłosy. Bez przyczyny. Rodzice próbują wszelakich sposobów, aby ukoić maleństwo, ale nic nie działa. Albo inna sytuacja - na spacerku z wózkiem, jakaś pani mówi: "O jakie śliczne maleństwo!" - po powrocie do domu dziecko zaczyna krzyczeć, prężyć się, bez powodu. Wówczas do akcji wkraczają ciocie, babcie czy sąsiadki, które mówią: "Przelej wosk, pomoże! Idź po czarcie ziele! Woda święcona, to jest to!"



 Oto najpopularniejsze sposoby pozbycia się "złych uroków", które "grożą" małym dzieciom:

*Czerwona wstążeczka - często połączona z wizerunkiem Matki Boskiej - przyznaję bez bicia, sama taką miałam. Ma ona ponoć chronić przez zadaniem uroku, odpędzić zły wzrok. Połączenie pogańskiego zwyczaju z religijnym wydaje się być szalonym pomysłem, jednak jest to najbardziej powszechny, tradycyjny rytuał ochronny. Ale nie jest lekarstwem i metodą na rozwiązywanie problemów!

*Przelanie wosku - ułożyć należy brzozowe gałązki w kształcie krzyża, nad główką dziecka. Lejąc wosk na gałązki, ponoć mamy zobaczyć to, czego boi się dziecko, ten rytuał ma pomóc oczyścić się dziecku z lęku. Idealny sposób na poparzenie maluszka, nie ma co ;/

*Spluwanie w 4 strony świata - towarzyszy ono "słonemu czołu" - które jest nieodłącznym znakiem uroku. Zastanówcie się, czy jak dziecko jest całe spocone od krzyku, nie będzie miało słonego czoła? To oczywiste. Zatem należy zlizać ową sól i splunąć najpierw za siebie, następnie przed siebie i na boki. 


* Kąpiel w czarcim zielu/żebrze, inaczej liść ostrożenia (nazwa w zależności od regionu) kupuje się w aptece, Jeżeli różne farfocle w kąpieli pływają, to znaczy, że klątwa wychodzi. Że dusza i ciało dziecka się oczyszcza. A to, że tworzy odurzające, wg niektórych zielarzy halucynogenne opary, to już nic takiego, tak? ...


*Kąpiel w wodzie święconej, takiej wziętej z kościoła - chyba nie istnieje bardziej zanieczyszczona bakteriami woda, niż ta. Jeżeli ktoś jest wierzący, to niech poprosi o poświęcenie wody z własnego kranu, w której tak czy siak dzieciątko się kąpie...


*Rozbicie surowego jaja pod łóżeczkiem dziecka. Mmmm, poezja zapachowa wręcz, zwłaszcza, że trzeba poczekać, aż się popsuje... 

* Zakaz wstępu dzieciom na cmentarz do 1 roku życia - po przywlecze za sobą pokutujące dusze. Mój mały faktycznie dostawał szału na cmentarzu, ale tłumaczę to sobie raczej tym, że się nudził w wózku.


*Niedopuszczanie, by światło księżyca padało na łóżeczko - bo księżyc jest be, zwłaszcza w pełni... Faktem jest skłonność do aktywności przy pełni księżyca osób nań podatnych, wielu z nas cierpi wówczas na bezsenność, więc dzieciątko nie ma prawa?


*Przetarcie buziuni dziecka czymś ślubnym - chusteczką, którą miałyśmy ze sobą, koszulką, skrawkiem sukni czy welonu; słyszałam jeszcze wersję z koszulą nocną.


* Nie pozwalanie, by ktoś zaglądał do wózka - no nie wiem jak inne mamy, ale wara obcym od mojego dziecka i mojego wózka, bez znaczenia, czy chce rzucić urok, czy nie ;/


*Przeklęcie wiedźmy - czasem słyszy się, zwłaszcza na wsiach, że jedna z pań ma w sobie COŚ. Owym CZYMŚ sprawia, że dzieci płaczą na jej widok, zyskuje jakże niechlubny przydomek wiedźmy. Należy wówczas w myślach przeklinać na taką czarownicę, życzyć jej wszystkiego najgorszego - wówczas dziecka nie tknie. Hm. Mój synek swojego czasu zakumplował się z sąsiadką ponoć mającą takie uroki w sobie. Nic mu nie było. Oprócz tego, że co rusz dostawał albo słodkości, albo złotóweczkę na cukiereczka ;]



Napiszcie proszę, co sądzicie o tego typu czarach. Spotkaliście się z nimi? Może jeszcze słyszeliście o jakichś, których ja nie znam? Jestem ciekawa Waszej opinii.

Komentarze

  1. Nie wierzę w żadne zabobony. U nas nie było żadnych wstążeczek, czasem ktoś kuknął do wózka, chociaż raczej znajomi niż obcy, o pięknie moich dzieci słyszę do tej pory xD No i drą się, drą, czasem od rana do nocy i często bez powodu. Bo są rozdarte jak mamunia :P Ja też się czasem wydzieram bez powodu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. sama nie wiem... rozbijanie jajka? wstążeczki??
    jak dla mnie głupie to :D
    w same uroki chyba wierzę, znam kilka przypadków.. ale w odczynianie jajkiem czy woskiem to już nie bardzo :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie zabobony strasznie mnie ciekawią! Szczególnie lubię obserwować, że są to naleciałości jeszcze z czasów pogańskich, które przybrały chrześcijańską formę. Niesamowite, że lęk przed "obcym, złym" jest tak zakorzeniony, że przetrwał prawie nie zmieniony aż do teraźniejszości :)
    Sama pochodzę ze wsi, gdzie zabobony jeszcze do niedawna były żywe. Wprawdzie moje pokolenie miało właściwie małą styczność z zabononami, ale kojarzę sytuację, gdy moja prababcia odmówiła odwiedzin u rodziny, w których był noworodek, ponieważ nie powinno się oglądać dziecka przed chrztem.
    Ale wierzyć, to nie wierzę w te bzdury :D Nie mniej jednak, są intrygujące :D
    O ile przywiązanie dziecku wstążeczki jest niegroźne, to z całą pewnością lepiej nie kąpać malucha w ziołach wywołujących halucynacje. Jeszcze taka kąpiel przyniesie odwrotny skutek od zamierzonego...

    OdpowiedzUsuń
  4. W ostatnim czasie mieliśmy żywy przykład tego, że nie warto ufać znachorom i wierzeniom ludowym. Chodzi mi o zmarłą dziewczynkę, której rodzice zrezygnowali z opieki lekarskiej i idąc za radą "specjalisty" zagłodzili własne dziecko na śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ihaha, uśmiałam się jak norka. Czego to ludzie nie wymyślą. Na szczęście w mojej rodzinie jest nadprodukcja babć ateistek, dość odpornych na zabobon na szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie wierze w takie rzeczy, a czerwoną wstążeczkę mam przy łóżeczku tylko dlatego, że tak je dostałam po kuzynie syna i olałam odcinanie, bo była mi obojętna, a może komuś kolejnemu w rodzinie się przyda, bo wierzą w "moc czerwonej wstążki".

    OdpowiedzUsuń
  7. z tymi urokami to chyba trocjhę tak jak z przesądami ciążowymi. ;)

    najpopularniejszy jaki znam i jaki ludzie stosują to ten z czerwoną kokardką i że niby jak jesdt ktoś kto nie jest względem ciebie życzliwy a jak zobaczy i pochwali dziecko że śliczne, lub jakieś inne pozytywny to potem niby dziecko cały czas płacze bo urok nue do końca życzlowego został rzucony.

    bujda na resorach. tyle mam śmiertelnych wrogów którzy życzą mi jak najgorzej i choć widywali mnie z dziećmi zachwalali nic się nie działo.

    ale i tak wszystkie wózkowe mamy u mnie w mieście tą czerwoną kokardę maja. ja też jak byłam mała miałam i moja mama mi zawsze gadała nie musi być koniecznie kokarda tylko coś czerwonego.

    traktuję to z przymrużeniem oka choć kupiłam czerwony wózek;)))) nie sądze by miało to zaczenie czy jest ta czerwona kokarda czy jej nie ma, a cześć tych przesądów które to napisałaś to naprwedę mega bzdurne. dla śmiechu można poczytać. jestem sceptykiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. W szkole koleżanka kiedyś nawiązała rozmowę o wstążeczce czerwonej. Żeby odegnać zły urok! ;)
    Z przekleństwem i kradzieżą dzieci przez czarownice spotkałam się tylko w literaturze "Młot na czarownice", ale tam były też inne, dziwne rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uroki istnieją ja sama je mialam często jak chodziłam do szkoły .
    Teraz mam troje dzieci i dalej ściągam im uroki w sposób jaki nauczyła mnie moja mama .wodą. i zawsze pomaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istnieje też tłumaczenie sobie najzwyklejszych rzeczy "urokami". Cóż, współczuję dzieciom.

      Usuń
    2. jak to robisz, napisz proszę.

      Usuń
  10. Ktoś zauroczył mi drogie kwiaty w domu wszystkie padły, mają wspaniałe warunki - wszystko co im potrzebne po prostu zwiędły, teraz zawiesiłem czerwone wstążeczki może to uratuje je.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czegoś takiego jak zauroczenia! Nawet wspaniałe warunki trzeba dopasować indywidualnie do roślinki, to nie kwestia uroków, wstążeczek i innych bzdur :D

      Usuń
    2. Sprawdź lepiej czy w kwiatch ziemiórki nie skaczą xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Podobał Ci się ten wpis? Zostaw ślad - skomentuj, udostępnij, bardzo mi to pomoże w rozwoju bloga!

Chcesz więcej? Archiwum jest Twoje! Zajrzyj do zakładek i dowiedz się, jaka jest misja MwG! \m/

Popularne posty