O zwierzętach :)
Zwierzęta to temat dotyczący chyba wszystkich
rodziców. Która mama nie usłyszała choć raz w życiu „Mamusiu
chciałbym/chciałabym mieć zwierzątko!” Nie raz zdarza się, że rodzice uginają
się pod najsłodszym spojrzeniem na świecie i kupują chomika czy świnkę morską.
Dzieci kochają zwierzęta, fascynują się nimi już od pierwszych lat swojego
życia. Nie jestem psychologiem, pediatrą, ani tym bardziej weterynarzem, ale z
własnego doświadczenia wiem jak zwierzęta mogą uszczęśliwić dziecko oraz czasem
przyprawić rodziców o siwiznę. U mnie w domu było nas kilkoro i każdy w swoim
czasie marzył o zwierzątku [wręcz regularnie]. Przez mój dom w przeciągu
dwudziestu kilku lat przewinęło się więc kilka pokoleń chomików, rybki, żółwie
wodne, papużki, myszki, koty i psy (najdłużej), ale także jeden nietoperz ze
złamanym skrzydełkiem (takiego uratowanego), króliki, szczurki, jaszczurki,
ślimaki, a nawet ptasznik. Bazując na tym ciekawym doświadczeniu przyszło mi do
głowy kilka spostrzeżeń:
1.
Bezpieczeństwo przede wszystkim!
Najważniejsze jest oczywiście bezpieczeństwo dziecka (nawet małe zwierzątka
potrafią dotkliwie pogryźć!), ale nie zapominajmy, że przez nieumiejętne
obchodzenie się można skrzywdzić zwierzę, a nawet je zabić.
2.
Niezależnie od tego jak nasze
dziecko się będzie upierać, że to ono zadba o swojego pupila, odpowiedzialność
za zwierzę spoczywa na rodzicach. Trzeba nadzorować opiekę dziecka nad
zwierzęciem, pilnować regularnego karmienia i pielęgnacji zwierzęcia.
3.
Jeżeli dziecko przynosi ranne
zwierze i podejmujemy się ratowania go, to oprócz opatrzenia ran, najlepiej
zabrać je do weterynarza, by ten przebadał je i zaszczepił. Jest to ważne
szczególnie ze względu na możliwość przenoszenia przez zwierzęta chorób
zakaźnych.
Z doświadczenia wiem, że z małymi dziećmi
najlepiej radzą sobie duże zwierzęta. Chomiki i myszki mogą nie przeżyć
spotkania z dwu-, trzy-, czy nawet czterolatkiem nawet pod bacznym nadzorem
dorosłych. Najlepsze podejście do dzieci mają (dobrze wychowane) psy. Dzieciaki
kochają szczególnie owczarki, a owczarki mają w sobie na ogół wielką potrzebę
opiekowania się „stadem”. Żaden pies jednak sam się nie nauczy, co mu wolno, a
co nie przy dziecku, trzeba na to poświęcić czas i uwagę. Czasem jest to żmudny
i długi proces. Efekty, czyli wspaniała przyjaźń między dzieckiem a psem jest
warta czasochłonnej tresury i wychowania.
- Ada
Jakie macie podejście do zwierząt? Jak uczycie dzieci odpowiedzialności i opieki nad pupilkiem? Macie jakieś złote rady dla rodziców, którzy obawiają się przygarnięcia zwierzaka?
Zdjęcia autorstwa Aleksandry Hajdrych.
My mamy psa :). Pięknego, kudłatego i całkiem sporego husky. Wzięliśmy go jako szczeniaczka, kiedy ja byłam w 6tym miesiącu ciąży, a córka miała 5 lat. Syn i psiak można powiedzieć, że wychowywali się razem ;) Córka od początku w psiaku zakochana, jak był mały to chodziła z nim na spacery (pod opieką oczywiście), teraz chciałaby z nim spacerować, ale niestety, pies waży więcej od niej ;). Synek natomiast traktuje psa jak swojego kumpla ;) Są bardzo zżyci, jak młody był malutki i wiercił się w łóżeczku, to pies dawał nam o tym znać (siedząc w innym pokoju słyszeliśmy dopiero płacz). Mimo tego, że syn ma niewiele ponad 2 latka ma już przy psie swój pierwszy poważny obowiązek - dawanie jedzenia po południu (czyli dostaje kubek z karmą do łapek, idzie wsypać do miski i woła psa).
OdpowiedzUsuńRady? Mogę udzielić odnośnie psa. Na pewno nie należy ulegać dziecku, bo ono chce. Zwłaszcza, jak zobaczy słodkiego, małego puchatego szczeniaczka. Tylko ten szczeniaczek wyrasta. To nie ma być decyzja dziecka tylko i wyłącznie, ale też nasza, rodziców (bo trzeba się liczyć z tym, że dziecko nie zawsze będzie z pieskiem szło na spacer albo zapomni dać jeść). Decyzja musi być przemyślana - czy zapewnimy psiakowi ruch? spacery? czy będzie siedział cały dzień sam w domu i wył do księżyca? Utrzymanie psa może drogie nie jest, ale karma kosztuje (i warto podawać tę lepszą, a nie marketową), wizyty u weterynarza również (szczepienia też kosztują). Warto też zamiast wydawać mnóstwo pieniędzy na rasowego psa, udać się do schroniska, może akurat tam znajdziemy tego właściwego? I odpowiedzieć sobie na pytanie - czy będziemy w stanie kochać na dobre i na złe kudłacza, który spędzi z nami najprawdopodobniej najbliższe kilkanaście lat?
Ponoć sprawdzonym sposobem na dziecko jest kupienie obroży i smyczy i poproszenie o codzienne wychodzenie z tymi przedmiotami na co najmniej kilkuminutowy spacer, rano i po południu, bez względu na pogodę, przed dłuższy okres czasu ;) (to oczywiście dotyczy starszych dzieci)
Dziękujemy za tak długą odpowiedź :) My również popieramy odwiedzanie schronisk - tamtejsze stworzenia o wiele bardziej potrzebują naszej pomocy niż rasowe, które już od urodzenia mają o wiele większą szansę na przeżycie.
UsuńU mnie w domu panuje sterylny porządek i rodzice nigdy nie zgadzali się na żadne zwierzę. Ja nie zamierzam iść w ich ślady, chociaż co będzie, gdy będę mieć własny dom, to czas pokaże :) Na razie przygarnęłam kota na moje studenckie mieszkanie i była to najlepsza decyzja :D
OdpowiedzUsuńOch, ja sobie nie wyobrażam domu bez kota :) teraz niestety nie mogę mieć żadnego zwierzaka, ale w przyszłości na pewno będę miała grrrubego, mruczącego, leniwego kanapowca :)
UsuńMy w domu mamy psa, jeszcze zanim zaszłam w ciążę. Dużo się nasłuchałam o tym, że będę musiała psa oddać jak się dziecko urodzi, ale oczywiście podejmując właściwe kroki w celu przystosowania psa do pojawienia się w domu nowego członka rodziny, uniknęliśmy rozstania z naszym czworonożnym przyjacielem. :)
OdpowiedzUsuńjak ktoś zainteresowany, to pisałam o tym tutaj:
http://ja-pasjomatka.blogspot.com/2014/01/dziecko-i-pies-pod-jednym-dachem.html
Jak jeszcze mieszkaliśmy na wsi, to mieliśmy na podwórku suczkę - ot, kundelek. Opiekowała się 2 letnim wówczas Kubą jak umiała - przynosiła porzucone gdzieś foremki do piaskownicy, chodziła za nim, patrolowała podwórko. Przybiegała do nas jak uznawała, że mały tupta tam, gdzie nie wolno. Uwielbiała też grać z synkiem w piłkę - dawała mu fory podczas gdy starszym kradła piłkę i nie chciała oddać :)
UsuńZgadzam się z Twoim wpisem na blogu w zupełności :). U nas było tak - wróciłam z synem ze szpitala, najpierw weszłam ja, pies mnie radośnie powitał (wcześniej dostawał do powąchania różne rzeczy synka), po czym mógł przywitać się z nowym członkiem rodziny. A po kilku miesiącach kumple wyglądali tak:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=xdQQ3luB94E
Ale super kumple! :)
UsuńTak, ponoć warto oswajać psa z zapachem maleństwa - np dać do powąchania ubranko ze szpitala, kocyk.
Suczki tak mają, zwłaszcza te, które nie miały szczeniaków. Najmłodszy syn z poprzedniego małżeństwa mojego męża nawet miał w zwyczaju spać sobie w jej legowisku i karmę podkradać. ;D
Usuńu mnie żadnych zwierząt nie było i nie będzie. mój młodszy syn ma astmę i muszę ograniczyć alergeny do zera. poza tym mieszkam w bloku uważam że pies w bloku nawet mały to dla psa męczarnia. pies musi się wybiegać musi mieć podwórko.
OdpowiedzUsuńgdybym mieszkałą w domu z ogrodem psy były by dwa. jeden stróżujący ( uważam że w domu z ogrodem to mus. musi być jakiś stróż;) i drugi takie rodzinno kanapowy dla dzieci rasy zapewne niealergizujące typu york, i stroż - rasa przyjazna dzieciom i też niealergizująca.
kot - mój mąż nie cierpi i nie toleruje kotów i zapewne niebyłoby w domu kota. ale w robocie mamy kota. kota zakładowego absolutnie rozpieszczonego przez wszystkich pracowników...ten kot gorzej panoszy się jak kierownik.
może kiedyś bedę mieć dom z ogrodem;)))))))))))
Ja mam astmę alergiczną, głównie na koty...wystarczy, że ktoś poczochra sierściucha, podejdzie do mnie a ja już się duszę. Paskudztwo. I zgadzam się, że przy w mieszkaniu to katorga dla zwierzaka, chyba że właściciel ma dużo czasu, na długie spacer i jest gdzie psiaka spuścić ze smyczy na swobodne bieganie...
UsuńNie zgadzam się, że nawet mały pies w bloku to dla psa męczarnia. Wystarczy psu zapewnić odpowiednią dawkę ruchu, długi spacer, bieg przy rowerze, jak pies usłuchany - pójście na jakąś łąkę, puszczenie psa luzem, aportowanie, itd. Nie lubię stwierdzenia - bo pies będzie się w mieszkaniu męczył, trzeba mieć dom z ogrodem. Nie, nie trzeba. Rozumiem natomiast alergie, to jest oczywiste i nie podlega dyskusji.
UsuńAutorka wpisu też jest astmatyczką i alergiczką, w miarę możliwości można coś i na to zaradzić. Ale oczywiście, bez narażania zdrowia.
UsuńJa właśnie dlatego nie mam zwierzęcia obecnie - mama nie zgadza się na zwierzę w mieszkaniu. Ale też uważam, że jak się zapewnia ruch na swieżym powietrzu, to można to fajnie pogodzić :)
Miałam owczarka kaukaskiego mieszkając w bloku, mając astmę i alergię :)
UsuńPies nie ucierpiał przez to - bo zwyczajnie chodziliśmy z nim na spacery, tak częste i tak długie jak się dało. Ja natomiast byłam odczulana farmakologicznie przez parę lat na kurze, pyłki itp., ale pies wcale nie sprawił że się udusiłam. Jeśli się marzy o psie, może warto porozmawiać z lekarzem, czy alergia dotyczy bezpośrednio zwierząt, w jakim zakresie itp. Mnie lekarz zabraniał wielu rzeczy [w tym wszelkich zwierząt], ale okazało się, że z wieloma alergenami mój organizm jakoś sobie sam poradził. Ponadto moje wyniki badań pokazywały, że moja alergia zmieniała się na przestrzeni lat - raz byłam na coś uczulona, potem się na to uodparniałam, za to okazywało się, że jestem uczulona znów na coś nowego. Nie twierdzę, że każdy organizm zareaguje tak samo. Myślę jednak, że nie trzeba kwestii zwierząt zamykać na amen i na zawsze z w/w powodów ;)
Też mam astmę i alergię, ale na psa akurat nie, szczury też są ok, za to koty mnie wykańczają i mam problemy spotykać się z ich właścicielami w zamkniętych pomieszczeniach.
Usuńmam dom z ogrodem i dwa, duże psy...współpraca i miłość obustronna jest wielka, starsza córka (4 lata) jest odpowiedzialna za suchą karmę, znaczy informuje mnie kiedy się kończy. Psy czasem zapominają jakie są wielkie w porównaniu do 2 i 4 latki, więc je przewracają zadkami. Starsza podpatrując psy podczas zabawy i gryzienia się, ugryzła większego w łapę, na tyle boleśnie, że jej oddał i Mała ma teraz bliznę na policzku. Wszystko na moich oczach, półtora metra ode mnie, na podłodze w kuchni. Jedyny przykry incydent, kiedy córa za bardzo weszła w świat zwierząt, lizała sobie łapki jak one, jadł z miski na podłodze i chciała się bawić jak one. Trzeba zachować czujność przy nierozważnych maluchach...
OdpowiedzUsuńTrzeba być czujnym, prawda.
Usuń