"Spowiedź adminki K" - czyli jak to ze mną było.
Witajcie!
Kilka osób już pytało na PW jak to ze mną było. Spięłam się i skończyłam tę notkę.
Chcę, żeby było jasne. Nie mam zamiaru pisać tu wyłącznie o sobie, nie robię czegoś w rodzaju „promocji” swojej osoby. Mam szczerą nadzieję, że ten wpis zachęci Was do przysyłania Waszych historii.
Kilka osób już pytało na PW jak to ze mną było. Spięłam się i skończyłam tę notkę.
Chcę, żeby było jasne. Nie mam zamiaru pisać tu wyłącznie o sobie, nie robię czegoś w rodzaju „promocji” swojej osoby. Mam szczerą nadzieję, że ten wpis zachęci Was do przysyłania Waszych historii.
Zaczęłam ubierać się na gotycko mając mniej więcej 17 lat.
Mama to zaakceptowała, zawsze dawała mi wybór. Do teraz z resztą szyje mi
kreacje : ) Tata czasem coś tam
pobuczał, ale generalnie nie miałam w domu żadnych problemów z możliwością
wyrażania siebie. W szkole uważano indywidualność jako zaletę – było arcy-tolerancyjnie.
Zaszłam w ciążę w klasie maturalnej. Miałam na tyle cudowne liceum (klasę,
znajomych, profesorów), że mogłam swobodnie chodzić na zajęcia. Szeptano na
korytarzu, a owszem, jednak nie musiałam się tym w ogóle przejmować. Czasem
tylko jakaś miła pani zapytała, czy nie wolałabym bardziej na „wesoło” się
ubrać, by podkreślić urok stanu, w jakim jestem. Odpowiedziałam, że w czerni
jest mi najweselej ; ) Czasami ktoś z rodziny luźno rzucił: „No, teraz to
wiesz, musisz się tak kolorowo ubierać, bo dziecko Ci się smutne urodzi”. „Nic
nie muszę” – tak brzmiała odpowiedź.
Synek się urodził, odchował, czasem tylko obcy ludzie
zwracali uwagę. Kiedy rozpoczęły się wyprawy na place zabaw, zaczęło się trochę
komentarzy wśród dzieci: „Czarownica, Czarownica”!!! Jednak pewna dziewczynka
zupełnie nieświadomie nauczyła mnie sobie z tym radzić.
Podczas gdy ja robiłam babki z synkiem, podeszła do mnie nieśmiało:
„- Dzieci mówią, że jesteś wiedźmą. Wcale nie jesteś wiedźmą.
- Masz rację, nie jestem.
- Bo przecież wiedźmy mają takie duuuuże kapelusze, a ty nie masz!”
Podczas gdy ja robiłam babki z synkiem, podeszła do mnie nieśmiało:
„- Dzieci mówią, że jesteś wiedźmą. Wcale nie jesteś wiedźmą.
- Masz rację, nie jestem.
- Bo przecież wiedźmy mają takie duuuuże kapelusze, a ty nie masz!”
Zaczęłam tak tłumaczyć ciekawskim maluchom, że nie jestem
wiedźmą. One zaczęły tłumaczyć to swoim rodzicom (przynajmniej kilka razy takie
coś usłyszałam). Jednak to nie zawsze odnosiło skutek. Często rodzice zabierali
swoje dzieci, podczas, gdy maluchy chciały się bawić z nami.
Zdarzało się także, że w spojrzeniach ludzi na ulicy dało się wyczytać jakiś… nie wiem, szok, zaskoczenie, czasem patrzyli, jakbym porwała komuś dziecko, które prowadzę za rękę. Ale były też i miłe komentarze. Bo pewnie muszę mieć dużo odwagi na bycie sobą.
Zdarzało się także, że w spojrzeniach ludzi na ulicy dało się wyczytać jakiś… nie wiem, szok, zaskoczenie, czasem patrzyli, jakbym porwała komuś dziecko, które prowadzę za rękę. Ale były też i miłe komentarze. Bo pewnie muszę mieć dużo odwagi na bycie sobą.
Było w porządku. Zawsze miałam w nosie takie słowa jak: „szatanistka
z dzieckiem”, „nie, nie wiem czemu ta pani jest tak ubrana, chodź szybko!”.
Wśród najbliższych ktoś jednak zapragnął „normalności”. To, co dawniej było zaletą – indywidualność – stało się wadą. Przyczyną niechęci. No trudno. Nie każdy musi mnie akceptować i z czasem nauczyłam się, że tak się zdarza.
Wśród najbliższych ktoś jednak zapragnął „normalności”. To, co dawniej było zaletą – indywidualność – stało się wadą. Przyczyną niechęci. No trudno. Nie każdy musi mnie akceptować i z czasem nauczyłam się, że tak się zdarza.
Najważniejszym jest, by pozostać wiernym sobie. Moje dziecko
nie będzie szczęśliwe, kiedy ja nie będę. Poza tym, zna mnie właśnie taką.
Prawdziwą. Mamę-gotkę. Pod każdą inną postacią, „normalną” dla społeczeństwa,
będę nieprawdziwa dla synka. Czasami jest trudno, ale uważam, że największą
wartość dla naszych dzieci stanowi miłość, oddanie. Nie trzeba się zmieniać „dla
dobra dziecka”. Czy to aby na pewno wyjdzie mu na dobre? Może koledzy będą
mniej dopytywać „o co chodzi z tym gotykiem”, ale w domu będzie miało wypraną z
własnego „ja” mamę. Nie wiem, jak to wygląda z perspektywy pedagogicznej czy
psychologicznej. Moje dziecko akceptuje mnie taką jaka jestem. Taką mnie zna.
Taka właśnie – w glanach i długim czarnym płaszczu jestem „jego mamą”.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podobał Ci się ten wpis? Zostaw ślad - skomentuj, udostępnij, bardzo mi to pomoże w rozwoju bloga!
Chcesz więcej? Archiwum jest Twoje! Zajrzyj do zakładek i dowiedz się, jaka jest misja MwG! \m/