Efekt... Rammstein'a? O 'alternatywnych' kołysankach słów kilka :)
No właśnie. Każda mama słyszała o „efekcie Mozarta”.
Naukowcy spierają się co do prawdziwości tego zjawiska. Ponoć od słuchania
muzyki Mozarta podczas ciąży i w okresie niemowlęcym, inteligencja maluchów
rozwija się w zabójczym tempie. Małe dzieci już w łonie matki uczą się
rozpoznawania określonych dźwięków i są w stanie rozpoznać głos mamy, rytm
bicia jej serca, a także głosy osób z najbliższego otoczenia mamusi. Te nasze
małe fasolki, noworodki czy bobasy to prawdziwi geniusze tak czy siak. No
powiedzcie sami – w ciągu dwóch-trzech pierwszych lat trzeba nauczyć się
chodzić, porozumiewać, bawić, rozpoznawać kolory, zwierzątka, jeść samodzielnie
i załapać o co kaman z tym nocnikiem. Czyż to nie genialne, że sobie z tym
radzą?
Dzieci już od początku istnienia chłoną wiedzę o świecie
zewnętrznym. Ogromne znaczenie mają dla nich dźwięki – dlatego maluchy po urodzeniu
rozpoznają także muzykę, której słuchała mamusia. I to nie koniecznie chodzi o
Mozarta (chociaż ja osobiście ubóstwiam „Requiem”). Chodzi o to, by malec mógł
razem z mamą czuć radość ze słuchania ulubionych kawałków. Słuchanie muzyki
sprawia nam ogromną przyjemność, relaksuje, budzi miłe wspomnienia. W ten
sposób określona melodia zaczyna się maleństwu kojarzyć z czymś miłym – z
radosną mamusią. Ale fasolek czasem ma swój własny gust – na moim przykładzie:
kocham symfoniczny metal, koi mnie i uspokaja, tak samo działało na mego
maluszka. Jednak czasem kopaniem dawał znać, że ma ochotę na Rammstein’a, za
którym jakoś wybitnie nie szaleję, ale ta rytmika odpowiadała mojemu
brzuszkowi. Również się przy tym uspokajał. Podobnie przy „The art of war” Sabatonu.
Po urodzeniu takie rytmiczne utwory jak „Du Hast” czy wspomniane wcześniej „The
art of war” sprawiały, że niespokojny maluch wnet zasypiał. Nie bombardowałam
jego słuchu, spokojnie. Muzyka zawsze leciała gdzieś w tle, cichutko. Mój malec
z biegiem miesięcy upodobał sobie Huntera (ku radości taty), Epicę (ku radości
mamy). Zasypiał przy „Nothing Else Matters” – zarówno w wykonaniu Metallici jak
i coverze Apocalyptici. Polubił „Jolka Jolka” Budki Suflera. „Memory” z Kotów,
oraz „Zombie” The Cranberries. Te utwory zapamiętał jako synonim ciepła,
bezpieczeństwa, cieplusiej kołderki i całusów mamy.
Przyszła pora na śpiewane klasyki dla dzieci. I choć mama
śpiewać na pewno nie potrafi, trzeba było nucić „Był sobie król”, „Na Wojtusia”,
„Laleczka z saskiej porcelany”, czy „Ta Dorotka”. Dzieciątku na szczęście nie
robi różnicy jak śpiewamy, chodzi tu raczej o czułość i bliskość. Dopóki mama
śpiewa bez wyczuwalnego stresu w głosie,
dziecko będzie czuło się komfortowo.
Poniżej macie link, w którym fajnie jest opisany wpływ kołysanek na maluszka.
Poniżej macie link, w którym fajnie jest opisany wpływ kołysanek na maluszka.
Również takie alternatywne kołysanki mają sens – istnieje bowiem duża szansa, że kiedy w wieku nastoletnim „odkryje” te utwory, które siedzą w podświadomości od zawsze, będzie czuło, że to coś dobrego. Bezpiecznego. Coś, co poprawi mu nastrój, ukoi, skojarzy się z czymś miłym. Będzie dobrym wspomnieniem. A to dobry krok do tego, by w przyszłości odnalazło się w świecie, który mu pokazujemy. To oczywiście nie jest żadna reguła. Jednak czy to nie przyjemne zaopatrzyć swoje dziecię w taki bagaż sentymentu? :)
A Wy, jakie kołysanki nuciliście/nucicie swoim dzieciom?
Powiem tak: jak byłam w ciąży puszczałam małej do brzucha przez słuchawki dwie piosenki, które bardzo lubię. W szpitalu, jakoś 2 dni po porodzie dosłownie nic nie mogło jej uspokoić. Płakała, wyginała się... Pielęgniarki aż mnie zaczęły wypytywać co ja jej zrobiłam?! Po prawie 3 godzinach jej płaczu i opadniętych bezsilnie rękach moich i pielęgniarek wpadłam na pomysł, żeby puścić jej jedną z tych piosenek. I co? I jak ręką odjął! Nie minęła chwila a mała słodko spała! Obecnie Sayuri ma 15 miesięcy i ten utwór nadal tak na nią działa. Czasami, jak wieczorem nie może usnąć zostawiam jej w pokoju telefon z cicho włączoną tą piosenką. Usypia w ciągu chwili. Jest to utwór Lisbeth Scott - "Passionate voice". Drugi, to stara indiańska kołysanka indian Lakotów "Lakota llulaby". Mój przyjaciel, który kiedyś prowadził niesamowitą audycję radiową o nazwie "Muzyka dalekiego zasięgu" lubował się bardzo w gatunku "Noise". Doszedł do tego, dlaczego dzieci lubią taką muzykę. Otóż w brzuchu mamy dziecko słyszy przede wszystkim szumy, szmery, puknięcia... A muzyka Noise właśnie z takich dźwięków się składa :)
OdpowiedzUsuńWybaczcie za tak długą wypowiedź :P
Bardzo się cieszymy z tak długiej wypowiedzi :)
UsuńCzasem dzieci mają swój własny gust już od początku. Nastusia, choć ogólnie lubiła słuchane przez nas kawałki, szczególnie upodobała sobie Nightwish'a, choć nikt w rodzinie tak mocno za nim nie szaleje (ot taki po prostu, słuchany czasem).Mogłabym powiedzieć, że wręcz terroryzowała rodzinę, bo wszyscy po po pewnym czasie mieli już dość tego zespołu (ileż można słuchać tego samego), a ona uparcie i wciąż kazała sobie to puszczać :-) Dodam, że była naprawdę malutka, nie miała jeszcze roku, kiedy została ich zagorzałą fanką. Pierwszym wypowiedzianym przez nią słowem było moje imię, potem klasycznie mama, a trzecim 'Najtłiś' xP
OdpowiedzUsuńMoja ma 15 miesięcy i od jakiegoś miesiąca lub półtora namiętnie zmusza nas do włączania "Alicji w krainie czarów" T. Burtona. Puszczam jej na zmianę, raz po angielsku, raz po polsku. Co nie zmienia faktu, że już nie znoszę tej bajki... -.-'
Usuń